Szachy nie jedno mają imię
Jak już wspomniano, kolebką szachów były Indie. Trudno ustalić jakąś konkretną datę ich narodzin, ale zapewne będzie to bez mała z ponad półtora tysiąca lat temu, a może i więcej. W Indiach szachy nosiły nazwę czaturang.
Ówczesne szachy nie bardzo przypominały szachy współczesne, może raczej warcaby. Wspólne jest to, że była szachownica i grano na niej bierkami. Szachownica była o jedną kolumnę i jeden rząd większa, czyli miała 9 x 9 = 81 pól (obecnie 8 x 8 = 64 pól). Po każdej stronie grających były tylko po cztery figury (obecnie po osiem). Odzwierciedlały one czaturang, czyli cztery rodzaje wojsk: piechotę, konnicę, wojowników na słoniach oraz korzystających z zaprzęgów.
Bierki niekoniecznie były dosłownie wyrzeźbionymi lub ulepionymi i wypalanymi figurkami. Na takie stać było tylko bogatszych. Zwykle były to płaskie kamyki lub kawałki drewna z namalowanymi na nich symbolami figur. Dotąd tak oznakowanymi bierkami gra się w tzw. szachy chińskie i japońskie, ale mają one jeszcze bardziej odmienne, swoiste zasady gry.
Dzięki kupcom podróżującym w celach handlowych, ale i też w wyniku wojen, szachy przeniknęły do krajów arabskich, a stąd do Persji, którą właśnie arabowie podbili. Tu szachy znalazły szczególnie podatny grunt. W Persji szachy nosiły nazwę szatrandż. Być może z tego kraju pochodzi polska nazwa szachy, gdyż szach w języku perskim znaczy król.
Wraz z rozprzestrzenianiem się szachów po świecie, ewolucji ulegały zasady gry. W porównaniu do szachów obecnych, poruszały się tylko wieża, skoczek i król. Tu warto zauważyć, że w większości krajów wojownik na słoniu stał się rycerzem i przesiadł się na arabskiego konia (mógłby też na wielbłąda). Z czasem jeździec z konika zsiadł i pozostała figura, którą teraz poprawnie nazywamy skoczkiem.
Pionek od samego początku mógł poruszać się tylko o jedno pole do przodu, a po dotarciu do ósmej linii mógł zamienić się tylko w hetmana. Hetman przez pewien okres czasu był najsłabszą figurą (!), gdyż mógł pójść tylko o jedno pole i tylko na ukos szachownicy. Być może traktowano hetmana dosłownie jako królową, która opiekowała się królem, a jako dama, (zapewne na wysokich obcasach), nie mogła biegać po całym polu walki. W niektórych krajach hetman dotąd nazywany jest damą lub damką (niem. die Dame) lub królową (ang. the Queen). My mamy swego historycznego dowódcę wojsk – hetmana i to jest bardziej logiczne, bo w wojnie raczej nie powinny uczestniczyć panie (przynajmniej wg mnie).
Gońce poruszały się też po przekątnej, ale mogły pójść co najwyżej o trzy pola. Król nie drżał przed matem, bo go nie było, a wygrywał ten, kto wybije przeciwnikowi wszystkie bierki. Z czasem postanowiono bardziej honorowo potraktować króla. Już go nie zbijano, a brano do niewoli, czyli dawano mata. Aby dać królowi jeszcze ostatnią szansę na ratunek, po jakimś czasie wprowadzono pata.
I tu przy okazji, znów z wygody, posłużymy się Panem Googlem. Według Wikipedii pat to: sytuacja w szachach, w której jeden z graczy nie może wykonać żadnego posunięcia zgodnego z przepisami, ale jego król nie jest szachowany, tzn. nie jest atakowany przez żadną bierkę przeciwnika. Król nie jest atakowany, a nie można wykonać żadnego ruchu (np. nie można ruszyć się królem, bo będzie szach) – to jest pat.
W tym czasie powstawały pierwsze zapisy zasad gry, wyłaniali się pierwsi mistrzowie cieszący się wielkimi łaskami u kalifów. Można by powiedzieć, współczesnym językiem, rodziła się kasta szachistów zawodowców. Nie musieli pracować, tylko grali, zabawiali władców i uczyli sztuki szachowej za wynagrodzeniem.
Ciekawostką jest, że już wtedy wprowadzono kategorie szachowe! Było ich pięć. Niepisaną zasadą było, że zawodnik z wyższą kategorią powinien dać tzw. fora zawodnikowi z kategorią niższą. I tak zawodnik z kategorią najwyższą, dawał aż wieżę for, zawodnikowi z kategorią najniższą. Dla zawodnika bez kategorii dawano jeszcze większe fory, na przykład wieżę i pionka, a nawet hetmana. Chodziło o to, aby dać szanse słabszemu na wyrównaną walkę, a wówczas gra nabierała rumieńców i przysparzała kibiców. Poza tym słabszy zawodnik z takim handicapem chętniej ryzykował swoje pieniądze w starciu z mistrzem. A gra na pieniądze była wówczas powszechna.
Jak widzicie, szachy zanim stały się takie, jak my je znamy, przeszły wielowiekową ewolucję. Jeszcze za moich młodzieńczych czasów starsi panowie rozpoczynali partię wychodząc dwoma pionkami naraz, a to nie dopuszczają już obecne przepisy. O dalszych losach ekspansji szachów w świecie, w tym jak dotarły do Europy, następnym razem.
A dziś pora na odpowiedź na pytanie postawione po opowiedzianej legendzie. Przypominam, że chodziło o nagrodę dla mędrca za wymyślenie szachów. Twórca zażyczył sobie „skromną” nagrodę w postaci ziaren pszenicy, którą się zbierze ze wszystkich pól szachownicy, po położeniu na każdym kolejnym polu po dwa razy większej ich liczbie niż na polu poprzednim.
Otrzymałem różne odpowiedzi. Występowały tam takie terminy, jak miliony, miliardy, a nawet pojawił się trylion! Niestety nikt nie podał konkretnej liczby. A to zapewne, że… brakło miejsca w okienku kalkulatora! Nawet bardzo dużego kalkulatora! Zapewne będziecie zaskoczeni, ale jest jedna prawdziwa odpowiedź! A brzmi ona: „To będzie dużo, bardzo dużo…”. Zaiste, prawdziwa odpowiedź! Bo naprawdę byłaby to ogromna liczba. Szkoda, że do tej prawdziwej odpowiedzi, bo co do tego to nie ma wątpliwości, że jest prawdziwa, nie podana została konkretna liczba.
Jak policzyli rachmistrzowie, ilość pszenicy zebrana z szachownicy wynosiłaby, aż 18 446 744 073 709 551 615 ziaren! A należy to czytać: osiemnaście kwadrylionów, 445 trylionów, 774 bilionów, 73 miliardów, 709 milionów, 551 tysięcy 615. Uff!! Z taką liczbą zapewne miał kłopot nie jeden matematyk. Łatwiej by było astronomowi, który by powiedział: E…, bagatela, to tylko 18 milionów lat świetlnym z kawałkiem (tak sobie strzeliłem).
Jeżeli teraz przyjmiemy, że w 1 cm3 mieści się 20 ziarenek, wyniesie to: 922 337 203 689 metrów sześciennych (1 m3, czyli metr sześcienny, to obrazowo takie pudło którego każda krawędź ma wymiar 1 m). Jest to wielkość równa mniej więcej ośmiokrotnym plonom na całej ziemi.
Nic więc dziwnego, że łaskawy maharadża nie mógł zadośćuczynić swemu gościowi. Jak widać, mędrzec wykazał się niebywałą inteligencją. Nie są znane jak potoczyły się dalsze losy tej całej sprawy. Być może maharadża widząc, że ma do czynienia z tak wybitną jednostką, zaproponował mu jakieś znamienite stanowisko na swoim dworze lub obdarzył jedną z córek (musiałby być ta z najmądrzejszych), bo mieć takie zięcia w rodzinie to skarb.
Pozdrawiam i czekam na korespondencje na adres podany w 1. lekcji.
Przy okazji informuję, że trwają liczne turnieje internetowe (dostępne w wyszukiwarkach), w których znakomicie radzi sobie nasz Mateusz Derejczyk, startujący w turniejach ogólnopolskich. Mateusz (ranking 1800) wygrał jeden z silniejszych turniejów (skarbonka puchnie!), remisując między innymi z mistrzem międzynarodowym (ranking ~2400)! To tak jakby wejść na Mount Everest, a przynajmniej na Mount Blanc. Gratulacje!
Jan Czuchnicki