Szachy na oceanie
Rok 1976. Transatlantyk MS Batory płynie majestatycznie z Gdyni do Kanady po spokojnym jak lustro Oceanie Atlantyckim. Słońce w zenicie, basen oblężony, na maszcie biała flaga – można sie kąpać. Plażowicze pokotem rozłożeni na leżakach, hamakach i materacach, w przyciemnionych okularach, o miejących się w promieniach słońca różnokolorowych szkłach, z twarzami zwróconymi ku życiodajnemu spektrum UV.
Bujam się na hamaku i rozmyślam… Grać 1.e4, czy 1.d4? Bardziej agresywnie, czy bardziej pozycyjnie? Oto jest szekspirowskie pytanie! A turniej tuż, tuż… Zawodników z pół setki, z całego świata, od Chińczyków po Eskimosów. Przed każdym turniejem zawodnik powinien przygotować odpowiednią strategię gry. Nie mylić z taktyką, co czynią najczęściej trenerzy gier zespołowych, mówiąc, że na dany mecz muszą się opracować taktykę. Gdyby grali w szachy, wiedzieliby że do każdego spotkania trzeba się przygotować przede wszystkim pod względem strategicznym. Był taki rosyjski trener Tichonow, w hokeja na lodzie, który nakazał całej drużynie grać w szachy. Ten to wiedział na czym polega strategia, a na czym taktyka. Nic więc dziwnego, że reprezentacja ZSRR (było takie państwo) była nie do pokonania przez lata (chociaż raz z nimi niespodziewanie w Katowicach wygraliśmy 5:3). Gdy tego trenera zabrakło, bywa teraz różnie.
Przez Atlantyk płynęliśmy kilkanaście dni, więc organizatorzy zafundowali nam pełny 11-rundowy klasyk. Na liście startowej byłem dość wysoko, a więc powinienem się liczyć w walce o jedną z nagród. Było ich chyba z sześć głównych i tyleż nagród pocieszenia.
Należało teraz przygotować odpowiednią do turnieju strategię. Postanowiłem, że będę grał spokojnie, pozycyjnie. Zaobserwowałem, że wielu z panów wygląda na biznesmenów z charakterystycznymi brzuszkami dla tej nacji, a więc z ich kondycją może być różnie. To mi nasunęło strategię turniejową. Jestem jednym z młodszych zawodników, w sile wieku, będę grał spokojnie, na zmęczenie przeciwników. W końcu nigdzie mi się nie spieszy, dookoła woda… A więc zaczynam pionkiem 1.d4, a co którąś partię ruchem konika królewskiego 1.Sf3, aby utrudnić przeciwnikom przygotowania na mnie.
Graliśmy w przestronnej pięknie udekorowanej kawiarni, przy licznie przyglądającym się wczasowiczom, którym też się nigdzie nie spieszyło. Pierwsze rundy przebiegały trochę nerwowo, ale z rundy na rundę się rozkręcałem i w pewnym momencie zostałem samodzielnym liderem. Z kompletem punktów przewodziłem całej stawce. I tak dojechałem aż do dziesiątej rundy. Byłem mile zaskoczony. W przedostatniej rundzie miałem grać z jakimś młokosem, ee… formalność z dzieckiem. A po wygranej, bez względu na wynik w ostatniej rundzie, gwarantowałoby mi to już jedną z trzech głównych nagród.
Mój młody adwersarz, o czarnych gładkich włosach i brązowych jak czekolada oczach, przywitał się ze mną grzecznie. Ale jak wytrawny faiter przeszył mnie wzrokiem na wylot, jakby chciał odczytać moje myśli. Ruszyliśmy. Zacząłem ruchem 1.c4. Partia angielska. Dłuższe jego zastanowienie, świadczyło, że go chyba zaskoczyłem, bo jeszcze tak w turnieju nie grałem. Psychologia to ważny element w każdej dyscyplinie sportu! Wkrótce gra przeszła na tory obrony królewsko-indyjskiej. To trudny debiut, wymagający większego doświadczenia. Wszystko szło po mojej myśli. Graliśmy dość szybko i obaj byliśmy bardziej zainteresowani co dzieje na sąsiedniej szachownicy. Od wyniku na niej zależało z kim spotkamy się w następnej decydującej o wszystkim rundzie.
Młody przeciwnik stawiał mi jednak zacięty większy opór. Trochę to była i moja „zasługa”, bo na początku pograłem za szybko, a przy tym za lekko i zbyt przyjemnie. W połowie partii wykonałem ruch i udałem przyjrzeć się tabeli turniejowej. Zdziwiłem się, ale ten młokos miał same wygrane i tylko jeden remis! O…! To nie przelewki! Wróciłem szybko do szachownicy i oceniłem pozycję krytycznie – bity remis! Nie widać wygranej. W zasadzie przy remisie zachowywałbym pozycję lidera. Wystarczyłoby jeszcze tylko wygrać ostatnią partię i otwierać szampana! A tu tempa, statyczna pozycja. Jednym słowem klincz. Miałem co prawda minimalną przewagę pozycyjną, raczej gwarantującą mi remis, ale cienia szans na wygraną.
Gdy już chciałem zaproponować remis, postanowiłem dokonać diagnozy całej sytuacji, tej też spoza szachownicy. I tu znów kłania się psychologia. Z każdą godziną zaczynało statkiem coraz bardziej bujać. Fale co rusz obijały się o luki. Powoli wszyscy wracali z pokładów. W kawiarni robiło sie coraz większe zagęszczenie i wzmagał szum. Widzowie za nadto napierali na nas chcąc przyjrzeć się sytuacjom na szachownicach. Trudne okoliczności, a te stawały się coraz dokuczliwsze, preferują zawodników o lepszej kondycji i rutynie. Oceniłem, że jako bardziej doświadczony łatwiej zniosę te trudności i postanowiłem grać dalej.
Założyłem, że będę zwodził przeciwnika markując pozornymi akcjami raz jednym, raz na drugim skrzydle, aż na naszych zegarach zostanie po kwadransie. A potem jako doświadczony blickarz przyspieszę. Ta strategia w pełni się sprawdziła. Na wiszących chorągiewkach zaryzykowałem podejrzanym taktycznym uderzeniem w centrum. Przeciwnik wpadł w panikę, spoglądając raz na szachownicę, raz na zegar. Ale zegar nieubłaganie tykał, zdaje się coraz głośniej. W tej nerwowej, pełnej stresu atmosferze młody zawodnik się pogubił i przekroczył czas… Przeciwnik z westchnieniem podał mi rękę uznając się za pokonanego.
I w tym momencie rozległy się głośne oklaski z pokrzykiwaniami, jak na stadionie piłkarskim. Wstałem, ukłoniłem się i z zażenowaniem spuściłem powieki. Po chwili, kątem oka zauważyłem, że najbliższe towarzystwo jest jakoś tak dziwnie obrócone, jak gdyby w nie naszą stronę. Podniosłem wyżej głowę, rozejrzałem się na boli i okazało się, że te oklaski… nie były dla nas! One były ale dla jednej z pań, której mąż, jak podało przed chwilą radio, zdobył brązowy medal na odbywającej się w tym czasie Olimpiadzie w Montrealu. Mam nadzieję, że tego drugiego zażenowania już nikt u mnie nie zauważył, bo towarzystwo zajęte było gratulacjami i odbijaniem szampana.
Odnośnie mojego młodego przeciwnika, okazało się, że miałem zaszczyt grać z nie byle kim, bo z mistrzem juniorów stanu Missouri z USA. Właśnie z rodzicami wracali z turnieju szachowego w Moskwie. Junior, już wielce doświadczony, bo z tytułem mistrza FIDE, oświadczył, że przegrał, bo… mnie zlekceważył. Na podstawie obserwacji moich poprzednich partii ocenił, że gram zbyt szybko, powierzchownie, jednym słowem zbyt nonszalancko. Jak się okazało, obaj się więc zlekceważyliśmy. Na szczęście jednak, dobrze dobrana strategia i rutyna zwyciężyła.
Odtąd często w trakcie turnieju przypominam sobie tę całą sytuację. Nigdy nie wolno lekceważyć przeciwnika. Bo czasami pozory mylą i może nas trafić niespodziewana kontra. I zawsze należy do turnieju przygotować odpowiednią strategię. „Mieć zawsze oczy szeroko otwarte na cały świat” – jak mawiał Benjamin Franklin, wynalazca piorunochronu. Chyba zapewne, aby nie trafił w nas tych piorunów, a najgroźniejsze są te z jasnego nieba. No i jeszcze jedno: na szachownicy można improwizować, ale jak powiedział Luis Armstrong, „najlepsze improwizacje są te dobrze dopracowane”. Jednym słowem, a raczej trzema, jak powiedział jeden z klasyków, trzeba: „Pracować, pracować i jeszcze raz pracować…”.
Ostatnia partia to była już formalność. W nagrodę otrzymałem ładne szachy, dyplom i kopertę jakimiś tam zielonymi papierkami. Na szczęście… nie było pucharów, bo byłem zbyt obładowany cepeliowskimi prezentami dla kanadyjskich emigrantów. Ale miejsce na szachy musiało się znaleźć!
Po kilku miesiącach otrzymałem list z USA, w którym rodzice mojego sympatycznego turniejowego partnera dziękowali mi za grę z synem i informowali, że jego trener ocenił, że była to bardzo dobra partia. I dodali, że zostałem wpisany na listę ich przyjaciół (taka współczesna „lista polubień) i jestem zawsze mile widzianych w ich domu. Dzięki szachom można nawiązać naprawdę przyjacielskie stosunku z szachistami całego świata. I ten świat objechać, zwiedzić bez korzystania z drogich hoteli.
Lato, lato, lato czeka, razem z latem czeka rzeka, razem z rzeką czeka las… Tak sobie śpiewaliśmy na jednym z pierwszych obozów szachowych w Barlinku, rodzinnej miejscowości Emanuela Laskera, najdłużej panującego na świecie, bo przez 27 lat. Polecam w ramach letniej przejażdżki odwiedzenie tutejszego muzeum jemu poświęcone i obejrzenie budynku w którym się urodził z pamiątkową tablicą.
Pora wakacji to czas wypoczynku. Jednym słowem laba… Ale nie dla szachistów! Wakacje to najintensywniejszy okres szachowej pracy, apogeum turniejów szachowych na całym świecie. Wśród licznych wymienić tu można w naszym regionie lipcowy międzynarodowy turniej szachowy w Policach, a w kraju – tradycyjny międzynarodowy memoriał w Polanicy Zdroju, poświęcony najlepszemu w historii polskiemu szachiście Akibie Rubinsteinowi (kapitanowi drużyny, z którym to Polska w 1935 roku została drużynowym mistrzem świata). Marzeniem każdego szachisty jest też udział w renomowanym międzynarodowym turnieju szachowym gdzieś na w Monako, na Gibraltarze lub choćby w hiszpańskim Linares, z I nagrodą 500 000 Euro! Albo, jak wyżej, na którymś ze statków pasażerskich.
Niestety wiele z turniejów z wiadomych powodów zostało już odwołanych. Ale na szczęście jest Internet, największe osiągnięcie człowieka od czasu lądowania na księżycu. Obecnie nastąpił boom na turnieje w chmurze. Jest kilka platform, na których można grać w turniejach na całym świecie lub grać indywidualnie „jeden na jeden”. W dowolnym wzajemnie uzgodnionym tempie. Do najpopularniejszych należą chess.com/ i lichess.org/ Ale dla początkujących polecałbym nasz rodzimy kurnik.pl/, na którym można grać jeszcze w wiele innych gier. Wystarczy się na tych stronach internetowych zalogować i grać z zawodnikami indywidualnie lub w turniejach. Można się też umawiać z kolegą lub kolegami i grać tam ze sobą niepokojonym przez nikogo. A przy tym można do siebie pisać lub z sobą rozmawiać, a przy włączonych kamerkach nawet się widzieć.
Jednym z zadań domowych było zbadanie, w którym momencie czarne popełniły błąd w partii rozegranej w 1602 roku w Rzymie, pomiędzy dwoma mistrzami włoskimi Polerio i Domenico. Rozegrano partię, która charakteryzuje styl gry szachistów ówczesnego czasu. Partia ma ważne znaczenie dla rozwoju debiutu jakim jest obrona dwóch skoczków.
Polerio – Domenico, Rzym 1602 rok
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gc4 Sf6 – powstała pozycja tzw. obrony dwóch skoczków (…Sc6 i …Sf6) – 4.Sg5!? – agresywne, ale wielce dyskusyjne posunięcie wbrew zasadom, że w początkowej fazie gry nie wykonuje się ruchów tą samą figurą; na taki kaprys mogą sobie pozwolić jedynie białe, bo one rozpoczynają partię i jakby w zanadrzu mają jeden ruch w rezerwie więcej; znak „!?” oznacza że ruch zasługujący na uwagę, z jednej strony dobry (!), a z drugiej strony wątpliwy (?).
4…d5! – dobry, choć oczywisty ruch – groziło bicie na f7, a obie atakujące figury białych, S i G, by się wzajemnie asekurowały, więc trzeba było zneutralizować jedną z tych figur, a w tym przypadku jedynym zabiegiem mogło być tylko odcięcie linii rażenia gońca; kontruderzenie w centrum zwykle jest najlepszą ripostą na agresywne zamiary przeciwnika; kontra pionkiem w środek szachownicy jest jeszcze skuteczniejsza przy bocznych pionkowych atakach przeciwnika – to trzeba zapamiętać, gdyż jest jedna z podstawowych zasadach strategii gry szachowej!
5.ed5 Sxd5 – niby normalne posunięcie, ale jednak jest to niedokładność; lepsze było podarowanie białym pionka; 5…Sa5! 6.Gb5+ c6 7.dc6 – i białe muszą uciekać gońcem, i czarne za cenę pionka mają rekompensatę w postaci lepszego rozwoju z realną szansą na przejecie inicjatywy.
6.Sxf7! – białe poświęcają skoczka za atak z wciągnięciem nieprzyjacielskiego króla na środek szachownicy;
6…Kxf7 – teraz król bez roszady będzie narażony na pociski spadające w centrum pola walki;
7.Hf3+ Ke6 8.Sc3 Sce7?! – dopiero później przekonano się, że lepsze jest 8…Scb4 z groźbą …Sxc2+ i jednoczesnym atakiem na Wa1
9.d4 – białe starają się otworzyć linie i dobrać się czarnego króla
9…c6 – czarne z uporem bronią Sd5; jak się wybronią, to partię wygrają, bo mają figurę więcej;
10.Gg5 – białe chcą jak najbardziej osłabić obronę skoczka na d5
10…h6 11.Gxe7 Gxe7 12.0–0–0 – długa roszada i wieża a1 wchodzi do gry podejrzanie prześwietlając poprzez figury w kierunku Hd8; ale jak pokazuje analiza komputerowa lepsze było 12.0-0, krótka roszada; teraz pozycja się wyrównała; pod względem psychologicznym jestem pewien, że białe były przekonane, że wygrywają, a czarne, że przegrywają – a wszystko to przez niefortunną pozycję czarnego króla w centrum; takie nastawienie psychologiczne ułatwia atak, a utrudnia obronę;
12…Wf8 13.He4 Wxf2? – tzw. pionkożerstwo; dopiero tutaj czarne popełniają zasadniczy błąd; dalej gra potoczy się niemal automatycznie; należało grać 13…Gb4 z zamysłem wymiany za skoczka strzelającego pole d5 i wycofaniem króla otwartych linii poprzez f7 w bardziej bezpieczne rejony;
14.de5 Gg5+ 15.Kb1 Wd2 – czarne poprzez wymianę chcą zneutralizować oddziaływanie groźnej wieży na d1, ale to już nic nie pomaga; reszta to już kwestia techniki…
16.h4 Wxd1+ 17.Wxd1 Gxh4 18.Sxd5 cd5 19.Wxd5 Hg5 20.Wd6+ Ke7 21.Wg6 … i czarne się poddały. Wartościowa pod względem teoretycznym partia.
• I jeszcze odpowiedzi do zadań z poprzedniej lekcji, w których białe coś zdobywały. Zadanie nr 1: 1.Gxd4+ …król musi odejść i białe zdobywają wieżę.;
2 i 3 (chochlik komputerowy): 1.Hf4 – grozi mat na c7, jak czarne uciekną królem lub zabezpieczą się przed szachem na c7 hetmanem, to białe wezmą gońca na g4;
4: 1.Gxd6+ – i czymkolwiek czarne nie zbiją gońca (inaczej ginie hetman), białe dają skoczkiem szacha jednocześnie atakując króla i hetmana, czyli robią tzw. widełki, i zdobywają hetmana.
Tym razem nie będę już Was więcej męczył w te upalne dni kolejnymi zadaniami. Zapraszam jednak, do obejrzenia kolejnego video. I zachęcam to oglądania tego rodzaju filmików na YouTube, których jest nieskończona ilość (piszę ilość, a nie liczba, choć są policzalne, bo praktycznie są nie do policzenia, bo ich liczba dynamicznie się zmienia, dosłownie z sekundy na sekundę).
Życzę Wam udanych wakacji, sukcesów na turniejach i pozdrawiam Rodziców i wspaniałą Resztę, którą kochacie.
Jan Czuchnicki
zdjęcie: pixabay.com