Tajemnicze bicie w przelocie
W lekcji poprzedniej zapoznaliśmy się z szachownicą, figurami i pionkami, jak się poruszają (za pewnymi wyjątkami, o których będzie mowa dziś) i jaką wartość przypisuje się każdej bierce. Dzisiaj wnikniemy w głębsze tajniki królewskiej gry.
Ale za nim to nastąpi przywołam tu przygodę, jaka przydarzyła mi się na moim pierwszym w życiu występie, w turnieju szachowym. Był to tak zwany turniej szachów klasycznych, który polega na tym, że szachiści mają dużo czasu do namysłu i muszą zapisywać posunięcia. W tych turnieju zawodnicy mieli po dwie i pół godziny na całą partię. Nie dość, że miałem z kłopot z zapisywaniem, bo robiłem to po raz pierwszy, to jeszcze przydarzyła mi się historyjka, której nie zapomnę do końca życia.
Otóż w czasie partii zauważyłem kapitalną kontynuację i energicznie poszedłem pionkiem do przodu o dwa pola. W ten sposób zaatakowałem jednocześnie dwie figury przeciwnika – wieżę i skoczka. Zrobiłem pionkiem tzw. widełki i w efekcie zdobywałem którąś z figur. Jak ucieknie wieża, to zdobywam skoczka, a jak bryknie skoczek, to zgarnę wieżę! W tej trudnej, aby nie wręcz beznadziejnej dla przeciwnika sytuacji, postanowiłem go pozostawić w zadumie, a sam udałem się przyjrzeć sytuacjom na innych szachownicach.
Ku mojemu zdziwieniu, nie minęło z pół minuty, a mój konkurent również wstał, a z daleka na jego twarzy odczytałem dość podejrzaną minę. Wróciłem więc do szachownicy, niby tak od niechcenia, aby nie dać po sobie poznać pewnego zaniepokojenia. Odpowiednie zachowanie w trakcie partii oddziałuje na przeciwnika i o tym trzeba pamiętać. Swoją pewnością możemy paraliżować jego poczynania, ale udając zakłopotanie możemy uśpić jego czujność i wtedy czymś go zaskoczyć. Tak więc, obok gry na szachownicy, toczy się równocześnie między zawodnikami gra psychologiczna.
No więc, z wolna wróciłem na stanowisko naszej walki. Patrzę i patrzę… i własnym oczom nie wierzę – zniknął mój bojowy pionek! Liczę zdenerwowany pionki raz… i jeszcze raz… Mieliśmy po równo, a teraz ja mam pionka mniej! Zerknąłem w bok i widzę… na stole stoi samotnie mój pionek! Jak gdyby nigdy nic. „Co za tupet! Nawet go nie próbował ukryć wśród pozostałych zbitych bierek.”– pomyślałem.
Postanowiłem poskarżyć się sędziemu. Ale najpierw musiałem wykonać posunięcie, bo jest taki przepis, że od szachownicy można odejść tylko na posunięciu przeciwnika, czyli na jego czasie (jak tyka jego zegar). Nerwowo wykonałem jakiś ruch, nacisnąłem zegar i pewnym krokiem udałem się do sędziego, aby złożyć zażalenie. Widocznie wyrażałem się zbyt chaotycznie, bo zaczął na mnie patrzeć jakoś z dziwnie przymrużonymi oczami. W końcu powiedział, że musi to zobaczyć na miejscu i udaliśmy się razem na stanowisko naszych tortur.
Sędzia zatrzymał zegar i zakomunikował mojemu przeciwnikowi spokojnie, ale bez ogródek: „Człowiek reklamuje, że przeciwnik mu ukradł pionka…” Powiedziałem to nieco inaczej, ale niech mu tam… Przeciwnik się zdziwił i na spokojnie wytłumaczył sędziemu, co i jak… Ale ja nie wiele z tego nie rozumiałem, tak byłem zestresowany. Nie często ma się przecież do czynienia z oszustami. Po chwili sędzia zwrócił się do mnie i spokojnie zawyrokował: „Wszystko w porządku. To było b i c i e w p r z e l o c i e”. I jakby nic odszedł.
Bicie w przelocie? Cóż to takiego? Nie chcąc wyjść na kompletnego ignoranta, odparłem mimowolnie tylko – „Acha…” (ciekaw jestem jaką wtedy miałem minę) i zasiadłem zażenowany do szachownicy. Nie pamiętam, czy sędzia za nieudaną reklamację ukarał mnie jakimiś minutami. Ale pamiętam, że nie mogłem się długo skupić. Do końca partii bałem się jak ognia ruszyć którymkolwiek pionkiem, choćby jedno pole. Na szczęście udało mi się zremisować, bo przeciwnik też nie był najwyższego lotu.
Po partii szybko poleciałem (tak się mówi) do kolegi, aby się dowiedzieć, jak to jest z tym „przelotem”. Nie było wtedy, ani Internetu, ani pana Janka, który by nas oświecił, a i też o książki było trudno. Wstydziłem się także zapytać o to któregokolwiek z bardziej doświadczonych szachistów, aby potem nie mieli nade mną przewagi psychologicznej. Kolega też nie wiedział. Ale wiedział jego… dziadek. Wyciągnął przedwojenne szachy i wszystko nam dokładnie wytłumaczył. Bo dziadek i babcia, to kopalnia wiedzy!
A teraz zaskakujące pytanie: Czy można zrobić dwa ruchy naraz?
No bo, przecież gra w szachy polega na tym, że raz ruch robią białe, raz czarne… i tak na zmianę do końca.
Otóż można! Takim podwójnym ruchem jest… roszada! Przy roszadzie za jednym zamachem ruszamy najpierw królem o dwa pola, w prawo lub w lewo, a potem bierzemy wieżę, przeskakujemy króla i stawiamy wieżę przy królu. Roszada ma na celu zabezpieczenie króla i wyprowadzenie wieży do gry. I tu uwaga: roszadę wykonujemy jedną i tą samą ręką i zaczynamy od króla! Gdybyśmy zaczęli od wieży przeciwnik może zaprotestować, a sędzia nakaże nam zagrać tylko wieżą. Tak samo grając z komputerem lub w Internecie, aby zrobić roszadę przesuwamy króla o dwa pola, a program już automatycznie za nas przerzuci wieżę na drugą stronę króla. Gdybyśmy zaczęli od wieży, to komputer przesunie tylko wieżę, bo nie będzie wiedział, czy chcieliśmy zrobić roszadę, czy też zagrać tylko wieżą.
Na kolejnym wideo zapoznamy się bliżej z naszym tajemniczym biciem w przelocie. Następnie z tzw. krótką i długą roszadą. Kiedy można zrobić roszadę, a kiedy nie można. Nie można zrobić, gdy król jest w danej chwili szachowany, gdy się już wcześniej ruszył lub ruszyła wieża, gdy podczas wykonywania roszady król przelatywałby przez szachowane pole lub wpadał na pole szachowane. Dalej poznamy co to jest szach i jak trzeba na niego reagować.
Kolejnym pojęciem jest mat. Z lenistwa posłużmy się Panem Googlem. Według Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Mat_%28szachy%29) mat jest to „sytuacja w szachach, w której król jednej ze stron jest szachowany i nie ma żadnego dozwolonego ruchu, aby się przed szachem obronić lub od niego uciec. Mat kończy grę porażką gracza, którego król został zamatowany. Danie przeciwnikowi mata jest celem gry w szachy. Podczas profesjonalnych turniejów zazwyczaj nie dochodzi do faktycznego dania mata, bowiem przegrane partie najczęściej kończą się poddaniem się jednego z graczy.”
Tam też, dowiedzie się więcej o dawaniu mata różnymi figurami i wiele innych rzeczy o szachach. Najczęstszym matem wśród początkujących jest tzw. mat szewski (mat hetmanem i gońcem). To wszystko omówione jest na kolejnym wideo (po kilku dniach obejrzyjcie jeszcze raz i więcej, dla przypomnienia i utrwalenia).
Życzę pogodnych świąt, pilnujcie się w tych trudnych chwilach… i do zobaczenia (albo inaczej, do poczytania i popatrzenia)!
Jan Czuchnicki