Gra na ślepo
Inwazja szachów z Azji na Europę następowała z dwóch kierunków: wschodniego – tak zwanym „kanałem kaukaskim” przez Ruś i od strony południowo-zachodniej, a zwłaszcza przez Półwysep Iberyjski. Ten drugi kierunek miał dla rozwoju szachów szczególne znaczenie. Nic dziwnego, gdyż panujący przez ponad sześćset lat na tym przysiółku Europy Arabowie pozostawili wiele cennych dla tej gry opracowań teoretycznych.
Arabski szatrandż przyjął się najpierw w Hiszpanii, a potem we Francji i Italii (mniej więcej dzisiejsze Włochy). O ile Hiszpanie musieli się zmagać z wypędzaniem arabskich najeźdźców ze swojego kraju i nie mieli głowy do bardziej twórczego zajmowania się szachami, o tyle w Italii, w kraju o względnej stabilności, szachy znalazły szczególnie dogodne warunki dla swego rozwoju. Włosi odegrali decydującą rolę w spopularyzowaniu szachów na naszym kontynencie.
Ze źródeł włoskich można dowiedzieć się najwięcej o osiągnięciach szachistów sprzed setek lat. Na przykład, dowiadujemy się z nich, że niejaki jejmość Saracan pewnego dnia 1266 roku, występując w reprezentacyjnym „Pallazo del Popolo” we Florencji, grał na raz pięć partii, w tym dwie bez patrzenia na szachownice. Dla dodania dramaturgii bohaterowi zawiązano oczy czarną chustą. Wygrał wszystkie partie, czym zadziwił licznie zgromadzoną publiczność. W owych czasach był to wyczyn nie lada, a szachy zawsze uważane były za grę bardzo trudną.
Trzeba tu wspomnieć, że nasz rodak Mieczysław Najdorf w 1940 roku w Ameryce dał symultanę aż na 250 szachownicach. Natomiast rekord gry „na ślepo” należy do węgierskiego szachisty i wynosi 52 partie. Po tym międzynarodowa organizacja szachowa FIDE zakazała takich wyczynów uznając je za zbyt niebezpieczne dla zdrowia.
Jak z tego wynika, gra bez patrzenia na szachownicę chyba jest nawet bardziej niebezpieczna od boksu, bo bicie po głowach aż do nieprzytomności kwitnie nadal (już ponad półtora tysiąca zabitych na ringu i niezliczona liczba kalek). Takich sportów bez sensu znalazłoby się w historii jeszcze wiele. Czy wiecie, że na pierwszej olimpiadzie w Paryżu była konkurencja strzelania do gołębi. Kto zestrzelił więcej ptaków ten dostawał medal. Złotego medalistę tu nie wymienię, bo działacze poszli po rozum do głowy (chyba zaczęli grać w szachy) i na szczęście tę okrutną dyscyplinę oraz zawodników i ich wyniki wykreślili z annałów historii olimpiad.
Gra na ślepo jest niestety przypisana niektórym przez los. Szachiści niewidzący i słabowidzący rozgrywają partie szachowe na specjalnej szachownicy tzw. brajlowskiej. Różni się ona od tradycyjnej tym, że w polach wywiercone są niewielkie otwory tak, aby mogły się w nich mocno trzymać bierki szachowe i nie przewracać przy dotknięciu.
Trzeba tu podkreślić, że polscy szachiści mają w tej kategorii niemałe sukcesy. Aktualnie są drużynowymi mistrzami Europy, zdobywali złote medale w indywidualnych mistrzostwach Europy i świata. Trenerem polskiej reprezentacji jest Witalis Sapis ze Słupska (od lat sędzia główny tradycyjnych turniejów w naszych Policach). Zawodnicy niewidzący i słabowidzący mają od pewnego czasu swoją międzynarodową reprezentację na Olimpiadach Szachowych, czyli na drużynowych mistrzostwach świata, gdzie grają jak równi z równymi z szachistami pełnosprawnymi.
W swojej „karierze” próbowałem gry na ślepo. Pamiętam na praktyce studenckiej, będąc na plenerze malarskim, w pięknej i zasłużonej dla szachów Świdnicy, grałem bez patrzenia jednocześnie na sześciu szachownicach. Byli to koledzy z różnych stron Polski. Wygrałem pięć partii, wykonując obustronnie po około pięćdziesiąt posunięć na każdej szachownicy – czyli około trzysta ruchów bez patrzenia na szachownicę. Szóstej partii nie skończyliśmy, bo mój przeciwnik… nie chciał przegrać! Pamiętam, że po tych partiach byłem dość zmęczony. Ale miałem jeszcze na tyle sił, aby pójść do pokoju i zapisać z pamięci jedną z nich, bo bardzo mi się podobała.
Gra bez patrzenia na szachownicę lub tylko na szachownicę bez bierek wyrabia wyobraźnię, ale należy to czynić w sposób rozsądny. Najlepiej grać w układzie jeden na jeden, ewentualnie na maksymalnie trzech szachownicach. Można też grać na ślepo z samym sobą. Oczywiście trzeba się wówczas starać wykonywać jak najlepsze ruchy z obu stron, aby partie miały pewną szkoleniową wartość. Jak któryś kolor wygra, to jesteśmy właśnie my!
Wskazany jest przy tym spokój i koncentracja tylko na tej czynności. Gry na ślepo nie poleca się przy wykonywaniu innych rzeczy. Nawet lekkich, jak na przykład w trakcie biegu, przy krojeniu nożem chleba, czy też przy przybijaniu gwoździ… A pro po gwoździa. Pamiętam, jak jako małe dzieciaki staliśmy przy płocie, który naprawiał młotkiem ksiądz i czekaliśmy, co powie jak nie trafi… Trochę zjechałem z tematu – czego się nie robi dla wyższej sprawy – ale, aby trochę zawrócić, to powiem, że duchowni bardzo lubią grać w szachy i nawet od kilku lat mają swoje mistrzostwa Polski!
Gra na ślepo znakomicie pomaga w „zabijaniu” czasu, skraca czas w podróży, w kolejce… Ale nie tylko. Polecam grę na ślepo u… dentysty – znakomicie uśmierza ból, bo odciąga zmysły na inne tory boleści mniej doskwierające, w tym wypadku na szachy. Bo gra w szachy to też swego rodzaju cierpienie, ale nieco sympatyczniejsze od wiercenia wiertarki. A zmysły kierują się do tego co przyjemniejsze. Naszą salę gry też czasami nazywamy „salą tortur”, ale… chętnie do niej przychodzimy.
O wkładzie szachistów włoskich można by pisać wiele, wymieniać działa i licznych ich znakomitych autorów. W tym „włoskim okresie” zastanawiano się nad udoskonaleniem zasad gry, aby uczynić szachy jeszcze bardziej atrakcyjne. Hetmana uczyniono najsilniejszą figurą, wprowadzono roszady, bicie w przelocie i jeszcze kilka drobnych zmian. Dzięki temu gra stała się bardziej intrygująca i piękna, powiększyły się możliwości twórcze, w tym przeprowadzania widowiskowych kombinacji. Nowe przepisy zostały zebrane i opublikowane w 1497 roku przez włoskiego szachistę Lucenę i w prawie niezmienionej postaci dotrwały do dziś.
Wielcy szachiści tamtych czasów cieszyli się powszechnym uznaniem i szacunkiem. Niektórzy otrzymywali nagrody, a nawet stałe pensje. Niejaki Polerio otrzymał od burmistrza Rzymu pensję w wysokości 300 koron, dzięki czemu mógł się w pełni poświęcić rozwojowi teorii szachów (szczególne zasługi w rozwoju tzw. partii włoskiej i gambitu królewskiego). Pracę o szachach napisał nawet król Alfons X Mądry (mądry, bo grał w szachy), która zawierała 103 partie i liczne zadania.
Okres średniowiecza uważany jest na ogół jako czas cywilizacyjnego zastoju, albo jeszcze gorzej. Patrząc jednak przez pryzmat rozwoju szachów w tym czasie należałoby inaczej spojrzeć na tę epokę. Na szczęście i w innych dziedzinach epoka średniowiecza odkrywana jest na nowo…
O szachiście, który rozwinął swój talent szachowy bez szachów, opisał w jednej ze swych nowel, już bardziej nam współczesny, niemiecki pisarz (urodzony w Głogowie!) Arnold Zweig. Opisuje on historię więźnia, który leżąc na pryczy wpatrywał się w kraty okienne i na ich tle rozgrywał w wyobraźni partie szachowe. Doszedł do takiej wprawy, że później na jednym ze statków pasażerskich ograł milionera na niemałą sumę. Na początek dla zachęty specjalnie przegrywał. Potem zaproponował, aby zagrać o jakąś stawkę, bo nie może się inaczej zmobilizować. Postawił przy tym warunek, że będzie grał bez hetmana. Milioner tym bardziej ochoczo zgodził się na tę według niego z góry na jego korzyść przesądzoną propozycję. Wynik musiałby być tylko jeden, tym bardziej że łatwo wygrywał przy wszystkich figurach. Ale tym razem role odwróciły się, od tego momentu partię za partią zaczął wygrywać przeciwnik. Milioner nie mógł się nadziwić, że dotąd łatwo wygrywał, a teraz z hetmanem więcej przegrywa. Odpowiedź jaką usłyszał zapewne jeszcze bardziej go zdziwiła. Otóż oponent oświadczył mu, że bez hetmana gra mu się lepiej dlatego, bo nie musi się o tego hetmana martwić, że go straci. A może by tak wypróbować tę zasadę?
O dalszym podboju naszego kontynentu przez szachy w następnych lekcjach – a będzie nie mniej ciekawie! A tymczasem pozdrawiam i polecam obejrzeć kolejną dawkę kina. Większość z tych wiadomości już znacie – pod warunkiem przerobienia poprzednich lekcji – ale nigdy nie zaszkodzi utrwalenie wiadomości i spojrzenie na zagadnienia jeszcze z innej strony. No i potrenujcie grę na ślepo, na przykład przed spaniem leżąc już w pieleszach. Ciekawe, czy to działa na sen?
Jan Czuchnicki
źródło zdjęcia: pixabay.com