„Słodko-gorzki Dziadek do orzechów” – gr. warsztatowa Faktoria
Większość z nas na pewno kojarzy muzykę z „Dziadka do orzechów” Piotra Czajkowskiego – charakterystyczny „Taniec Wieszczki Cukrowej” czy „Marsz Żołnierzyków” wielokrotnie wykorzystywane były w wielu hollywoodzkich filmach. Sam balet znany jest jednak głównie melomanom i wielbicielom tańca klasycznego, a jego libretto swą „odkrywczością” już nikogo nie powinno zaskoczyć. Zdawałoby się historia stara jak świat – oto zabawkarz Drosselmeyer na Balu Bożonarodzeniowym daje córce gospodarzy, Klarze, tytułowego dziadka do orzechów, drewnianą zabawkę, która zachwyca dziewczynkę. Po nocy pełnej tańca Klara zasypia i przenosi się do sennej krainy, gdzie zabawki pod dowództwem Dziadka do orzechów walczą ze złowieszczymi myszami i ich władczynią, Królową Myszy. Po wygranej bitwie zarówno Klara (już jako księżniczka) i Dziadek (jako książę) przenoszą się do Krainy Słodyczy, gdzie uczestniczą w balu pełnym tańczących słodkości i zabawek.
Balet „Dziadek do orzechów”, do którego link znajduje się poniżej, odchodzi od tej historii i prezentuje jej nową odsłonę w stylizacji rodem z filmów Tima Burtona. Bal Bożonarodzeniowy nie odbywa się już wśród arystokratów, a w upiornym sierocińcu, którego przełożeni marzą jedynie o pozbyciu się dzieci w jakikolwiek w miarę humanitarny sposób. Kraina Słodyczy, choć „lukrowana” i kolorowa, pełna jest groteskowych bohaterów, myślących jedynie o własnym szczęściu. Sam Dziadek do orzechów, choć początkowo bohaterski, okazuje się pysznym młodzieńcem, niemającym nic ze swojego pierwowzoru. I w to wszystko wrzucona jest Klara, sierota szukająca szczęścia we własnych marzeniach i świecie jak najbardziej odległym od samego sierocińca. Niektórzy mogliby rzec, że „Czajkowski w grobie się przewraca”, jednakże dzięki tej interpretacji, czy nawet reinterpretacji, sam balet przestaje być prostą i naiwną wytańczoną historyjką, a nabiera konkretnej społecznej aktualności, nawet jeśli podany jest w groteskowy sposób.
Marcel Mroczek